niedziela, 6 października 2013

Rozdział 10

Ubrania które zostawiła Lucy leżały na nim idealnie. Ciemne dżinsy, czarna koszulka i trampki. Ubrania były nowe i miały nawet metki. Sebastian poszedł do łazienki i przeczesał sterczące włosy palcami. Nie wyglądał tak źle. Przemył twarz wodą i wytarł puszystym białym ręcznikiem. Ktoś zapukał do drzwi, a chłopak aż podskoczył.
- Jak skończysz to zejdź na dół.- usłyszał głos Lucy.
Chwilę się wahała zanim odeszła. Coś ją dręczyło. Sięgnął do jej umysłu, ale znów napotkał silną blokadę. Nie chce wymuszać od niej tego, chce żeby sama mu o tym powiedziała. Dlaczego przy niej czuje się taki słaby? Dlaczego jest bezsilny? Spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Ciemne oczy. Niegdyś w kolorze szafirów dziś niemalże czarne. Sam wybrał ten kolor. Nie chciał by go znaleźli. Nic prócz oczu nie zmienił w swoim wyglądzie. W tak małej wiosce jak ta, a na dodatek w górach nie prędko go znajdą. Zamknął oczy, a gdy znów je otworzył zalśniły niczym dwa szafiry. Przyglądał się im z tęsknotą. Nagle drzwi łazienki się otwarły. Sebastian odwrócił się gwałtownie cały czas opierając o umywalkę. W progu stała Lucy.
- T-twoje oczy...- wyszeptała bez tchu.
Nie wiedział co powiedzieć. Stał tylko i patrzał na dziewczynę. Zrobiła niepewny krok w jego stronę, a on wstrzymał oddech. Potem następny i jeszcze jeden. Z każdym krokiem rósł w nim strach. Poczuł czułe muśniecie w umyśle. Nie był wstanie znieść tego. Nie potrafił być przy niej. Jej dobroć, jej czyste serce, jej delikatność i ta kruchość odurzały go. Sprawiały że nie potrafił trzeźwo myśleć. Stawał się narkomanem który potrzebuje kolejnej działki. Potrzebował jej. A jednocześnie ta obecność była nie do zniesienia. Dopóki nie pokaże jej kim jest nie będzie wstanie znieść tej czystej dobroci. Ale wie że jeśli to zrobi ona go znienawidzi. Nie można kochać potwora. Pomyślał.
- Można.- usłyszał cichy szept.
Jak ona... Pomyślał gdy spostrzegł, że sam otworzył umysł. Że właśnie przejrzała wszystkie jego wspomnienia i myśli. Strach w nim urósł jeszcze bardziej. Wydawało mu się, że czas właśnie stanął w miejscu. A może naprawdę stanął...
- Nie jesteś człowiekiem, prawda?- usłyszał cichy głos dziewczyny.
Stała zaledwie krok od niego i patrzała mu prosto w oczy. Jej zielone oczy lśniły niczym dwa szmaragdy. Ale nie widział w nich strachu, wstrętu czy nienawiści. Były pełne czułości i czegoś... Czegoś na kształt... Miłości? Ale skąd wiedział, że to właśnie miłość? Przecież nigdy wcześniej nikt mu jej nie okazał. Może to właśnie dlatego, że chciał aby ona zawsze widziała to w nim. W jego oczach, słowach, czynach. W każdym geście i ruchu.
- Nie.- odpowiedział po długiej ciszy.
- Jesteś...- słowa uwięzły jej w gardle.
Nie potrafiła wymówić tego co teraz było tak oczywiste. Wyczytała to z jego wspomnień. Wiedziała. A jednak nie potrafiła w to uwierzyć. Mógł to zobaczyć w jej umyśle.
- Aniołem.- dokończył za nią.- Aniołem Śmierci. Lewą Ręką Boga.
Jej oczy otwarły się szerzej, a źrenice niemal pochłonę całą tęczówkę, ale to wciąż nie był strach. Nie potrafił tego określić, ale był pewien, że to nie jest strach.
- Sebastian myślisz, że to możliwe, że ja też jestem aniołem? No bo mamy prawie takie same zdolności i...- urwała spuszczając głowę.
Miał wrażenie, że serce mu zaraz pęknie. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że tak jest. Przez tyle lat czuła się wyrzutkiem, wybrykiem natury. Przyciągnął ją do siebie i schował w swoich ramionach. Gdyby mógł nie pozwolił by żeby się tak kiedykolwiek znów czuła. Ochroniłby ją przed złem tego świata. Stali tak w milczeniu wtuleni w siebie gdy nagle rozległ się przerażający grzmot. Dla ludzi było grzmot burzy, ale Sebastian wiedział, że to wcale nie była burza. Trafili na jego trop. Rozpoczęli polowanie i wysłali jednego z najpotężniejszych. Michał. Jego oczy zalśniły niebezpiecznie gdy zabrzmiał złowrogi grzmot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz